Kiedy wstaje nowy dzień zaczynasz myśleć czasem o różnych rzeczach: jak się ułożą kolejne 24 godziny, czy wszystko wyjdzie dobrze, czy uda się porozmawiać z szefem w pracy na temat podwyżki czy uda się zdać egzamin z prawo jazdy lub z kwalifikacji językowych, czy wyzdrowieję, czy lepiej się poczuję? Różne myśli kłębią się nam po głowie.
Samotna wędrówka w górę była dość szybka i dynamiczna. Lęk przed jakimś niedźwiadkiem była dość spora, więc nie zastanawiając się długo do Fereczata na szczyt doszłam dość wartkim tempem, by tam nieco ochłonąć i nabrać świeżego spojrzenia oraz dystansu na to, co zostało w domu czy w pracy. Piękna jasnozielona, majowa wiosna współgrała z moją duszą niczym jak skrzypek odgrywający leśną nutę. Niesamowity był tamten czas, kiedy to pomału kończyłam moją dwuletnią przygodę z Parkami Narodowymi.
Tam, gdzie ludzie wykarczowali drzewa, sadził nowe, do zagród z owcami wpuszczał wilki, ale San urzeczony pięknem tej krainy, którą tak pokochał, postanowił wytrwać i innych zachęcał, by nie uciekali oraz nie zostawiali swoich domostw i dobytku. Bies, gdy przekonał się, że nie może pokonać tych twardych ludzi w pojedynkę, stworzył sobie pomocników - Czadów. Wyczarował ich tyle, ile starych drzew było w lesie. Były to pokraczne ludziki, ruchliwe, psotne i wesołe i szkodziły ludziom tak, jak tylko mogły m.in. straszyły dzieci w kołyskach, budziły ludzi spoczywających po ciężkim dniu pracy, dosypywały gospodyniom piasku do zupy, chowały drwalom siekiery. Życie plemienia stało się jeszcze cięższe. San jednak poprzysiągł, że pokona złe siły.
Pewnego dnia, kiedy w lesie pracował dłużej zobaczył pokracznego Czada przywalonego drzewem proszącego o darowanie życia. Dobry San uwolnił Czada. Wdzięczny za ocalenie duszek wyznał, że on i jego bracia nie lubią czynić zła, ale są do tego zmuszani przez Biesa. Czad postanowił, że będzie ludziom pomagał i obiecał, że przekona innych Czadów do tego. Od tamtego momentu małe stworzenia polubiły ludzi i pomagały im, jak tylko umiały. Pilnowały i zabawiały swymi psikusami dzieci, chroniły domy, pokazywały drogę w lesie, rozśmieszały nawet najbardziej nieszczęśliwych , rąbały drzewo do pieca. Ludzie odwdzięczali im się miseczką mleka i dobrym słowem.
Jednak to nie trwało długo, bo o tym wszystkim w końcu dowiedział się w końcu Bies. Zwołał swoje Czady i powiedział im, że albo będą trzymały z nim, albo je unicestwi, tak jak stworzył. Przerażone Czady pobiegły po pomoc do Sana. Podczas narady najstarszych i najmądrzejszych członków plemienia Czady podały sposób, przy pomocy którego można zwyciężyć Złego. Pokonać go może najsilniejszy z ludzi i tylko o świcie, kiedy Bies odpina czarodziejskie skrzydła i pozbawiony czarodziejskiej mocy kąpie się w najpłytszym miejscu najszerszej rzeki tej ziemi. San wezwał Biesa zatem na pojedynek o poranku. Bies roześmiawszy się złośliwie na widok człowieka z toporem stającego mu naprzeciw, nie próbował nawet sięgać po swoje nietoperzowe skrzydła i ruszył do walki. San i Bies zmagali się od świtu do zmroku. Kiedy Bies zrozumiał, że może też i przegrać, chciał sięgnąć po swoje czarodziejskie skrzydła, ale stary Czad, który został uratowany przez Sana, strącił mu te skrzydła do nurtu rzeki. Wtedy rzeka zyskała całą moc Biesa i nagle wezbrała, wzburzyła się i zmętniała. Wartki, pienisty nurt porwał obu przeciwników.
Zatonął w rozszalałej rzece Bies, który nie umiał pływać, ale i też San nie uratował się, ponieważ stracił wcześniej siły podczas nieustępliwej walki ze Złym. Gdy następnego dnia wody opadły, na dnie rzeki ludzie znaleźli splecione ze sobą w śmiertelnym uścisku dwie postacie. Oddając hołd odwadze i waleczności wodza, osadnicy nazwali jego imieniem wielką rzekę. Góry, przez które przepływa ta rzeka, nazwali Bies-Czadami, od imienia ich złego władcy i psotnych duszków.
Podobno Czady można spotkać tu i dzisiaj i podobno czuwają nad pięknem tej polskiej krainy i chowają się w dziuplach starych drzew. Na wędrowców rzucają słodki czar, który sprawia, że nie można zapomnieć uroku tej krainy. Dlatego w Bieszczady przyjeżdża się tylko raz, a potem się już wraca.
Tą piękną legendę stworzył Marian Hess, bieszczadzki osadnik, etnograf i rzeźbiarz. (źródło: http://bieszczady.name/bies-i-czady-2/)
W mojej dwuletniej przygodzie aż trzy razy byłam w Bieszczadach i ilekroć teraz tam jadę, to po powrocie do domu wszystko zaczyna się jakoś tak dobrze układać. Tylko czasem łezka się w oku kręci, jak przez długi czas nie przyjeżdżam do tego miejsca.
Może właśnie teraz jest pora, by rzucić w końcu wszystko i jechać w te Bieszczady? ;)
Komentarze
Prześlij komentarz