W krainie Biesa i Czadów na końcu świata

 

Kiedy wstaje nowy dzień  zaczynasz myśleć czasem o różnych rzeczach: jak się ułożą kolejne 24 godziny, czy wszystko wyjdzie dobrze, czy uda się porozmawiać z szefem w pracy na temat podwyżki czy uda się zdać egzamin z prawo jazdy lub z kwalifikacji językowych, czy wyzdrowieję, czy lepiej się poczuję? Różne myśli kłębią się nam po głowie. 

Wtedy tamtego poranka o niczym nie myślałam jednak. Była 4 nad ranem, świeżość majowego powietrza łechtała moje nozdrza i zachęcała mnie do jakiejś aktywności górskiej. No tak! Przecież byłam w Bieszczadach, a w Bieszczadach przy ładnej pogodzie wychodzi się gdzieś ponad dolinę, gdzieś gdzie przestaje liczyć się czas.


Przyszła mi myśl w końcu jednak, że nie zmarnuję tego majowego poranka i już o 7 rano byłam gotowa na wędrówkę, by przejść się szlakiem na Okrąglik przez Fereczatą. Z miejscowości Smerek odbija długi szlak czerwony na Fereczata, która liczy sobie 1102 m.n.p.m., by potem wzdłuż granicy ze Słowacją przejść na Okrąglik (1101 m.n.p.m.), a potem przez Jasło (1153 m.n.p.m.) można powędrować do samej Cisnej. Ten szlak wyliczył mi ponad 21 kilometrów i w niecałe 5,5 godzin mogłam podziwiać Zachodnie Bieszczady.



Samotna wędrówka w górę była dość szybka i dynamiczna. Lęk przed jakimś niedźwiadkiem była dość spora, więc nie zastanawiając się długo do Fereczata na szczyt doszłam dość wartkim tempem, by tam nieco ochłonąć i nabrać świeżego spojrzenia oraz dystansu na to, co zostało w domu czy w pracy. Piękna jasnozielona, majowa wiosna współgrała z moją duszą niczym jak skrzypek odgrywający leśną nutę. Niesamowity był tamten czas, kiedy to pomału kończyłam moją dwuletnią przygodę z Parkami Narodowymi. 




Chętnie wracałam zawsze w tej przygodzie do właśnie Bieszczadzkiego Parku Narodowego, z którym wiąże się pewna legenda. Co ciekawe, postacie występujące jako główni bohaterowie powieści dały tej pięknej krainie na końcu świata swoistą trudną do wypowiedzenia nazwę. 
Legenda opowiada o Złym Biesie, który straszył ludzi wokoło i nie pozwalał mi zadomowić się w pięknej górskiej krainie.




Zły Bied był podobny do człowieka, choć większy i rogaty. Miał wielkie nietoperzowe skrzydła i cholernie był zazdrosny o swoją ziemię i nie chciał z nikim się nią dzielić. 
Jednak pewnego razu przywędrowało tu z daleka plemię, któremu przewodził młody, silny i mądry San. Dzika kraina spodobała się przybyszom. Postanowili osiąść tu na stałe i tak to zbudowali chaty i założyli wieś nad największą rzeką. Nie mógł tego znieść Bies, że oto w jego krainie ktoś zamieszkał, więc postanowił przeszkadzać przybyszom, jak tylko mógł. 



Tam, gdzie ludzie wykarczowali drzewa, sadził nowe, do zagród z owcami wpuszczał wilki, ale San urzeczony pięknem tej krainy, którą tak pokochał, postanowił wytrwać i innych zachęcał, by nie uciekali oraz nie zostawiali swoich domostw i dobytku. Bies, gdy przekonał się, że nie może pokonać tych twardych ludzi w pojedynkę, stworzył sobie pomocników - Czadów. Wyczarował ich tyle, ile starych drzew było w lesie. Były to pokraczne ludziki, ruchliwe, psotne i wesołe i szkodziły ludziom tak, jak tylko mogły m.in. straszyły dzieci w kołyskach, budziły ludzi spoczywających po ciężkim dniu pracy, dosypywały gospodyniom piasku do zupy, chowały drwalom siekiery. Życie plemienia stało się jeszcze cięższe. San jednak poprzysiągł, że pokona złe siły.



Pewnego dnia, kiedy w lesie pracował dłużej zobaczył pokracznego Czada przywalonego drzewem proszącego o darowanie życia. Dobry San uwolnił Czada. Wdzięczny za ocalenie duszek wyznał, że on i jego bracia nie lubią czynić zła, ale są do tego zmuszani przez Biesa. Czad postanowił, że będzie ludziom pomagał i obiecał, że przekona innych Czadów do tego. Od tamtego momentu małe stworzenia polubiły ludzi i pomagały im, jak tylko umiały. Pilnowały i zabawiały swymi psikusami dzieci, chroniły domy, pokazywały drogę w lesie, rozśmieszały nawet najbardziej nieszczęśliwych , rąbały drzewo do pieca. Ludzie odwdzięczali im się miseczką mleka i dobrym słowem. 



Jednak to nie trwało długo, bo o tym wszystkim w końcu dowiedział się w końcu Bies. Zwołał swoje Czady i powiedział im, że albo będą trzymały z nim, albo je unicestwi, tak jak stworzył. Przerażone Czady pobiegły po pomoc do Sana. Podczas narady najstarszych i najmądrzejszych członków plemienia Czady podały sposób, przy pomocy którego można zwyciężyć Złego. Pokonać go może najsilniejszy z ludzi i tylko o świcie, kiedy Bies odpina czarodziejskie skrzydła i pozbawiony czarodziejskiej mocy kąpie się w najpłytszym miejscu najszerszej rzeki tej ziemi. San wezwał Biesa zatem na pojedynek o poranku. Bies roześmiawszy się złośliwie na widok człowieka z toporem stającego mu naprzeciw, nie próbował nawet sięgać po swoje nietoperzowe skrzydła i ruszył do walki. San i Bies zmagali się od świtu do zmroku. Kiedy Bies zrozumiał, że może też i przegrać, chciał sięgnąć po swoje czarodziejskie skrzydła, ale stary Czad, który został uratowany przez Sana, strącił mu te skrzydła do nurtu rzeki. Wtedy rzeka zyskała całą moc Biesa i nagle wezbrała, wzburzyła się i zmętniała. Wartki, pienisty nurt porwał obu przeciwników. 


Zatonął w rozszalałej rzece Bies, który nie umiał pływać, ale i też San nie uratował się, ponieważ stracił wcześniej siły podczas nieustępliwej walki ze Złym. Gdy następnego dnia wody opadły, na dnie rzeki ludzie znaleźli splecione ze sobą w śmiertelnym uścisku dwie postacie. Oddając hołd odwadze i waleczności wodza, osadnicy nazwali jego imieniem wielką rzekę. Góry, przez które przepływa ta rzeka, nazwali Bies-Czadami, od imienia ich złego władcy i psotnych duszków. 

Podobno Czady można spotkać tu i dzisiaj i podobno czuwają nad pięknem tej polskiej krainy i chowają się w dziuplach starych drzew. Na wędrowców rzucają słodki czar, który sprawia, że nie można zapomnieć uroku tej krainy. Dlatego w Bieszczady przyjeżdża się tylko raz, a potem się już wraca. 

Tą piękną legendę stworzył Marian Hess, bieszczadzki osadnik, etnograf i rzeźbiarz. (źródło: http://bieszczady.name/bies-i-czady-2/)

W mojej dwuletniej przygodzie aż trzy razy byłam w Bieszczadach i ilekroć teraz tam jadę, to po powrocie do domu wszystko zaczyna się jakoś tak dobrze układać. Tylko czasem łezka się w oku kręci, jak przez długi czas nie przyjeżdżam do tego miejsca.

Może właśnie teraz jest pora, by rzucić w końcu wszystko i jechać w te Bieszczady? ;)


Komentarze