Chrząszcz brzmi w trzcinie i w Roztoczańskim Parku Narodowym

Tamten poranek nie był zbyt ciepły. Listopadowa aura wkradła się do roztoczańskiej stolicy, czyli Zwierzyńca w delikatny i subtelny sposób dotykając swoimi wyimaginowanymi dłońmi wszystkie rosnące i pnące się rośliny. Dało to piękny urok mroźnego dnia, a i też nadzieję, że w kolejnych godzinach zagości sporo słońca. Tak też było!

                                      

Postanowiłam, że w kolejny dzień po przebyciu ponad 20 kilometrów w Roztoczańskim Parku Narodowym zwiedzę okoliczne miejscowości, które szczycą się swoimi charakterystycznymi punktami przyciągając turystów z całej Polski. Wsiadłam zatem do busa w kierunku Krasnobrodu, by zwiedzić najważniejsze punkty tego niewielkiego miasta. Co ciekawe, Krasnobród jest uzdrowiskowym i turystycznym miejscem, gdzie można wylegiwać się nieopodal rzeki Wieprz w okolicach Krasnobrodzkiego Parku Krajobrazowego. 

                                      

                                       

Istnieją tutaj dwie parafie, m.in. Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny, która jest dość mocno uwidoczniona przy głównej ulicy.  Kościół został wybudowany w latach 1690-1699 i wraz z klasztorem został ufundowany przez Marysieńkę Sobieską jako wotum wdzięczności za uzdrowienie. Wewnątrz kościoła znajdują się m.in. XVIII-wieczna chrzcielnica, barokowa ambona w kształcie wazy oraz główny ołtarz wykonany przez Jana Mauchera w latach 1774-1776. Kościół od 300 lat jest znanym ośrodkiem kultu maryjnego, odwiedzanym przez liczne rzesze pielgrzymów. Szczególną czcią cieszy się Obraz Matki Bożej Krasnobrodzkiej. Tradycją stały się międzynarodowe letnie koncerty organowe w Sanktuarium Maryjnym.

                                    

Znajdują się tu również małe, drewniane kapliczki, m.in. charakterystyczna "Kapliczka na Wodzie" koło kościoła, przy której wypływa woda słynąca z uzdrawiania, oraz kaplica św. Rocha, otoczona lasami na terenie rezerwatu "Święty Roch" w Krasnobrodzkim  Parku Krajobrazowym, jaki obejmuje okolice miasta.  

                                 

Moja ciekawość wzrosła dość znacznie, kiedy to zobaczyłam w oddali punkt widokowy. Nie miałam dużo czasu, ponieważ kolejny autobus, który zawoził mnie do Zamościa miał odjeżdżać za 20 minut. Toteż biegiem pokonałam odległość i na chwilę przystanęłam, by popatrzeć na piękny listopadowy roztaczający się przede mną widok.

                                       

Jednego dnia chciałam zwiedzić większą część nie tylko Krasnobrodu, ale również i Zamościa. Dojechałam do dworca i musiałam przesiąść się na MPK, by na spokojnie dojechać do centrum celem zaoszczędzenia sobie czasu. W autobusie wdałam się w dyskusję z mieszkanką Zamościa, która żwawo opowiadała mi o historii Zamoyskich. 

                                       

                                       

Dlatego głównym moim celem było podejście do pomnika Jana Zamoyskiego jak i również do Muzeum Fortyfikacji i Broni "Arsenał", który znajdował się nieopodal. Niestety na muzeum nie miałam czasu, a dłuższą chwilę spędziłam na Rynku Głównym, gdzie podziwiając kolorowe budynki centralnie zwróciłam uwagę na biało-czerwone róże, które były przyozdobione ku pamięci odbycia mszy z uczestnictwem Józefa Piłsudskiego.  

                             

Po obejściu miasta skierowałam się na przystanek, gdzie chwilę czekałam na autobus do Szczebrzeszyna, stolicy języka polskiego, które stało się popularne za sprawką Jana Brzechwy i jego wiersza "Chrząszcz brzmi w trzcinie w Szczebrzeszynie".  Wdałam się w międzyczasie w dyskusję z mieszkanką tego małego miasteczka, która niczym jak ten chrząszcz opowiedziała mi co nie co o mieścinie. 




W całym mieście można wyszukać pomniki świerszczy, a i też taką małą ciekawostką, zarówno w Zamościu jak i tutaj w Szczebrzeszynie jest to, że można zobaczyć i zwiedzić synagogi. Na końcu podeszłam do drewnianego pomnika świerszcza na obrzeżach miasta i akurat zagadał do mnie mieszkaniec domu, który zaoferował mi kupno roztoczańskiego miodu, na co chętnie przystałam.

Zbliżał się nieuchronnie odjazd z Szczebrzeszyna do Zwierzyńca, więc z racji tego, że tego dnia miałam już jechać do Rzeszowa, spakowałam się na miejscu racząc się dobrym roztoczańskim smakiem potraw i słodkościami z Zamościa.




Przygoda mnie jednak nie opuszczała, gdyż okazało się, że na autobus do Rzeszowa czekałam w zupełnie innym miejscu i tak to wsiadłam najpierw na kierunek Biłgoraj, by stamtąd przesiąść się na busa do Rzeszowa. Pan z autobusu do Biłgoraja był tam uprzejmy, że zajechał drogę panu w kierunku na Rzeszów, by przypadkiem mi nie odjechał. Takie "smaczki" zdarzały mi się w trakcie tej dwuletniej przygody Szlakami Polskich Parków Narodowych dość często. Ostatecznie jednak wszystko zakończyło się sukcesem pozostawiając miłe wspomnienia i nieszablonowe przeżycia.



Komentarze