Co ja co, ale na pierwsze sygnały od wiosny, która ukradkowo wkrada się pomalutku do naszych pól, łąk i lasów można, a nawet powinno się wyjechać przynajmniej raz w życiu na fenomenalny krokusowy spektakl u podnóża Tatr, gdzie dolinkami idąc można napatoczyć się nie tylko na krokusy, ale pierwiosnki i kaczeńce. Dzika i jeszcze taka niedobudzona przyroda w wyższych partiach Tatr oddaje tym razem swoje prowadzenie do zachwytu dolinkom tatrzańskim.
Wtedy szliśmy od Doliny Kościeliskiej przez Iwaniacką Przełęcz jako łączący żółty szlak dolinki do Doliny Kościeliskiej. Droga, która nas prowadziła z samego rana była mało obfita w ludzi i dzięki temu przyjemnie się spacerowało. No tak, idąc dolinkami tatrzańskimi często można nieco odpocząć od stąpania po wyższych partiach Tatr, a i to też nadaje urok temu Parkowi.
Postanowiliśmy, że przy tamtej pogodzie, która wybitnie nam sprzyjała podejdziemy sobie do Smreczyńskiego Stawu. Cicho tląca się muzyka spływającego Tomanowego Potoku dała nam energii na przyjemne 30 minut lekkiego podwyższenia do tegoż stawu, który tamtego dnia oddawał jeszcze u góry zimowy klimat, ale w dole lekkie oznaki wiosny.
Wracając szlakiem czarnym do Schroniska na Hali Ornak, przy którym zatrzymaliśmy się nieco, podziwialiśmy piękne różnorakie w swoim rozkwicie krokusy. Tak! Ten wpis jest mocno krokusowy, bo tamten kwietniowy czas skłaniał do tego by głównym bohaterem szlaku był krokus.
Przełęcz Iwaniacka w kwietniowym czasie nie była pokryta śniegiem. Od czasu do czasu były jakieś cząstki zmokłego śniegu, ale nie było to na tyle uciążliwe, by mieć z tym problem. Iwaniacka Przełęcz znajduje się na 1459 m.n.p.m. i z niej prowadzi szlak na Ornak, który mierzy sobie 1854 m.n.p.m.. Niestety tamtego czasu śnieg, który leżał w górnych częściach Tatr był mocno wyślizgany i dość mokry, co powodowało jego niestabilność, toteż postanowiliśmy, że tym razem na chwilę przystaniemy przy przełęczy, a dalsze kroki skierujemy w stronę Doliny Chochołowskiej.
Charakterystyczną informacją jak się przechodzi przez Iwaniacką Przełęcz jest informacja o groźbie lawin, które bardzo polubiły to miejsce, a w porze zimowej mogą występować. Informujący nas o tym znak witał nas na początku drogi oraz na jej końcu, kiedy to żegnaliśmy się z tą przełęczą. Na moment przystanęliśmy z kolei na mały odpoczynek przy Chochołowskim Potoku, który doprowadził nas już do Doliny Chochołowskiej.
Cała wędrówka była rozłożona w fajnym czasie, bo w około 6,5 godziny przechodząc spokojnym tempem 23 kilometry, można było również odpocząć przy strumyku podziwiając nie tylko wyrastające krokusy, ale również liczne bazie na gałęziach i gdzieniegdzie zakochane kaczuszki.
Wiosna! Ten czas dobrze mi się kojarzy akurat z Tatrzańskim Parkiem Narodowym, kiedy wszystko budzi się do życia i daje taką świeżą nową nadzieję na jutro. Miło wspominam każdy moment przebycia szlaków w dolinkach tatrzańskich wiosną, ponieważ dzięki temu nabieram pewnego dystansu, a i też otrzymują nową perspektywę.
Każda wiosna w Tatrzańskim Parku Narodowym jest każdego roku inna, ale ten jedyny i niepowtarzalny czas spędzając w zachwycie nad krokusami zapamiętuje się na zawsze.
I ciekawe jest jeszcze to, że piękne krokusy nie tylko kwitną w Dolinie Chochołowskiej, ale również i w sporej ilości w Kościeliskiej.
A Ty? Gdzie lubisz odnajdywać pierwsze oznaki wiosny?
Komentarze
Prześlij komentarz