Lubię biegać. Akurat tak się złożyło, że rozpoczynając przygodę Parków Narodowych w roku 2017 dostałam propozycję biegów górskich z cyklu Pereł Małopolski we wszystkich, co ciekawe, Parkach Narodowych Małopolski! Oczywiście, że przytaknęłam na propozycję, jednak zastanawiałam się, który dystans byłby dla mnie wtedy osiągalny do przebiegnięcia. Nie zapomnę sobie tego dialogu:
- Nie wiem, który dystans byłby dla mnie odpowiedni... - wahałam się.
- Pobiegnij 20 kilometry plus, zawsze to więcej zobaczysz tego Parku Narodowego. Na 10 kilometrów nie ma po co wychodzić z domu!
I tak! Wybrałam kategorię: długie dystanse na 20 kilometrów plus parę kilometrów wzwyż. W międzyczasie kiedy chodziłam przysłowiowo po każdym Parku Narodowym jeździłam na zawody i przebiegałam odpowiednio długi dystans dla każdego Małopolskiego Parku Narodowego.
Cóż za przygoda!
1. Ojcowski Park Narodowy - pierwsze przysłowiowe "koty za płoty" były trasą, w porównaniu do wszystkich następnych, najłatwiejszą. Kwietniowa aura nie była sprzyjająca. Na starcie pamiętam śnieg, chłód wiatru naprzemiennie z sypiącym śniegiem i deszczem. Miałam długie spodnie i kurtkę. Nie ukrywam, ale nie spodziewałam się takiej pogody.
Cóż się jednak nie robi "dla sprawy". Sprawa była poważna, bo zwiedzanie Ojcowskiego Parku Narodowego biegnąc 20,6 kilometrów było świetnym momentem by rozeznać się w terenie. Po pierwszym szoku termicznym jak wystartowałam ze Skały w kierunku Ojcowa nagle pojawiło się słońce. Klimatyczne przejście z pochmurnego nieba na promienie słoneczne dało niesamowity widok sypiącego śniegowego puchu, który krystalicznie błyszczał w świetle. Takich rzeczy się nie zapomina! Trasa była urokliwa, bo wiodła przez wszystkie najważniejsze punkty Ojcowskiego Parku Narodowego. Mijając kolejne punkty żywieniowe, a i też punkty krajoznawcze tego Parku Narodowego, byłam zdeterminowana by cały etap trasy przebiec. Jednak małe górki spowodowały, że czasem zdarzyło mi się podejść na piechotę pod górę. Czas miałam dobry, 2 godziny z 30 minutami dało mi satysfakcję z tego, że jestem w stanie przebiec półmaraton! A to był dopiero mój drugi półmaraton w życiu! Cóż się jednak nie robi dla Parków Narodowych. Ojcowski Park Narodowy pozostawił po sobie niepohamowaną chęć przebiegnięcia dalszych części tego cyklu biegowego.
2. Pieniński Park Narodowy - to kolejny Park Narodowy, który zwiedziłam biegnąc w maju na błotnistych jego ścieżkach jako jednego z najstarszych i najmniejszych Parków w Polsce.
Okazja, by przebiec 20,9 kilometrów po jednym z najpiękniejszych Parków Narodowych w moim odczuciu oddawało emocje radości i zadowolenia już od samego początku trasy. Sprawa jednak była mocno utrudniona, ponieważ po licznych deszczach, trasa była śliska i błotnista. Na szczęście co jakiś czas zdarzał się jakiś potoczek, więc z impetem wbiegałam do niego, by nieco oczyścić buty z klejącego i śliskiego błota. Trasa należała do tych najtrudniejszych. Sami biegowi weterani górscy opowiadali stojąc przed mapą w Szczawnicy, że trasa wypunktuje dosłownie wszystko u zawodnika, czy się przygotowywał, czy jest zdeterminowany i czy jest w stanie przebiec ponad 20 kilometrów. Jednak na mecie satysfakcja była dla mnie murowana. Co tam bolące nogi i błoto, które zeszło na trawie przy zbiegach! Czas 3 godziny 12 minut dał mi do zrozumienia, że jak się chce, to w każdych warunkach się przebiegnie.
3. Magurski Park Narodowy - wracać do miejsca skąd się pochodzi i biegać tam, gdzie się chodziło w dzieciństwie na grzyby i nie tylko! Tak, na moim terenie, gdzie Beskid Niski sercu bliski znajduje się Magurski Park Narodowy, który na przekór przygodzie został nazwany przeze mnie jako Diabelski Park Narodowy.
To właśnie tu po raz pierwszy przebiegłam dokładnie 25 kilometrów w czasie 3 godzin 34 minut! Sporo mnie to kosztowało. Jednak, tak jak wypowiadali się inni zawodnicy, tamta trasa należała do jednych z najbardziej atrakcyjnych w całym cyklu Pereł Małopolski. W Wapiennym, gdzie odbył się start i zakończenie zawodów mogłam poznać niesamowitych ludzi, którzy swoją pasją do biegania zarażali mnie w późniejszych zawodach. Pamiętam, kiedy wchodziłam na Kornuty i czułam, że mam nogi wbite mocno w ziemię... To zmęczenie, ale i chęć przebiegnięcia dalszych etapów biegu dawało mi siłę, dzięki której przebiegłam ten urokliwy ponad półmaraton.
4. Babiogórski Park Narodowy - 20,9 kilometrów to była kolejna trasa z Zawoi, która świetnie oceniła moje przygotowanie do nie tylko jej samej, ale też i do sierpniowej pogody. Gorący dzień, parność w powietrzu i oślepiające słońce na samym początku trasy po asfalcie było czymś nie do przebrnięcia. A jednak!
Uparłam się i stwierdziłam, że dam sobie szansę, by tym właśnie asfaltem przebiec do drogi szutrowej a potem na leśne ścieżki i od tamtego momentu pozwolić sobie na lżejszy marszobieg. Ten Park Narodowy nie jest płaskim terenem. Bynajmniej, dzięki świetnie przygotowanej trasie mogłam podziwiać samą Babią Górę! Te 3 godziny i 11 minut na mecie dało mi sporo do myślenia. Trasa nie była łatwa nie tylko z powodu wysokości i słońca, ale też i mocnego zmęczenia nóg. Zwiedzając kolejne części tego górskiego Parku dochodziło do mnie, że "sprawa" Parków Narodowych staje się czymś unikatowym.
Nie sądziłam, że stworzę blog, w którym właśnie opisuję moją dwuletnią przygodę raptem, gdzie było wiele zwrotów akcji. Każdy przebiegnięty czy przemierzony kilometr, czy dla biegacza czy dla ultramaratończyka, czy dla zwykłego piechura daje niesamowitą satysfakcję z poznawania czegoś wcześniej nie odkrytego. Babiogórski Park Narodowy był dla mnie czymś nowym. Akurat tamten 2017 rok był rokiem Babiej Góry i po raz pierwszy weszłam na Diablaka Akademicką Percią.
Takie rzeczy są warte poznania, bo dzięki temu człowiek staje się kimś innym, takim w poczuciu samym i innych lepszym.
Wbiegając zawsze na metę starałam się wbiegać całą sobą i z wielkim impetem. Szybkość połączona z determinacją dają nieogarniętą radość na samym zakończeniu biegu. Polecam to uczucie, które tak naprawdę nie można porównać z żadnym innym.
5. Tatrzański Park Narodowy - biegnąc kolejny etap z cyklu Pereł Małopolski w Kościelisku ma się względem siebie jakieś oczekiwania biegowe kiedy patrzy się na swoją pozycję w klasyfikacji generalnej. Wrześniowa aura tamtego wyjazdu była szczególna. Niestety trasa 21 kilometrów biegnąc dwie pętle w niej nie oddała mi uroków panoramy Tatr. Ależ szkoda! Pamiętam sporo błota i sporo drobnego deszczu, który potem pozostał na moim przemoczonym już ubraniu. Czas jednak 3 godzin 2 minut był dla mnie wynikiem satysfakcjonującym na tej trasie.
Przygotowania do takiego typu biegu jest dość sporym wyzwaniem kiedy nie tylko ma się swoje zawodowe i osobiste obowiązki, ale też kiedy robi się coś "dla sprawy". Sprawa Parków Narodowych we wrześniu 2017 roku przechodziła do fazy średnio-zaawansowanej. Byłam przed Roztoczańskim i Kampinoskim Parkiem Narodowym i wiedziałam, że cykl Pereł Małopolski wspomoże moją kondycję do przemierzania kolejno poszczególnych kilometrów na trasach Parków Narodowych. Jak się przygotowywałam na te biegi? Sporo piłam wody, odżywiałam się w sposób zrównoważony, nie przesadzałam z węglowodanami ani białkami. Trenowałam sporo w międzyczasie i stawiałam sobie coraz to ambitniejsze plany względem siebie na każdym treningu. Treningi z kolei były o różnych porach, rannych, nocnych, kiedy się tylko dało. Moja motywacja z każdym biegiem Pereł Małopolski rosła proporcjonalnie do motywacji zwiedzania kolejnych Parków Narodowych.
Wyrzeczeń było sporo, wielokrotnie byłam niedospana. Na zawody jeździłam dla mnie w "chorych" rannych porach w niedzielę, kiedy to inni smacznie sobie spali w łóżeczku. Z kolei na szczęście zawody zaczynały się z wybiciem godziny 12:00 i miałam zawsze potem możliwość dotarcia do domu. Nie było łatwo, ale myślę, że było warto się z tym zmierzyć. Naprawdę z każdym Parkiem Narodowym się utożsamiałam i wiedziałam, że wyrośnie z tego wielka przygoda, która na zawsze pozostanie pięknym wspomnieniem.
6. Gorczański Park Narodowy - ostatni Park Narodowy z cyklu Pereł Małopolski był symbolicznym zakończeniem długich dystansów powyżej 20 kilometrów. Dlaczego symbolicznym? To właśnie tu w Rabce-Zdrój zaczynałam zwiedzanie wszystkich Parków Narodowych. Październikowy czas nastraja nostalgicznie, ale też i szczególnie w tamtym dla mnie czasie. A czas miałam wtedy bardzo dobry, gdyż schodząc poniżej 3 godzin na trasie 20,1 kilometrów dokładnie na 2 godziny i 50 minut dało mi poczucie sensu całej przygody Parków Narodowych.
Poszczególne biegi w Ojcowskim, Pienińskim, Magurskim, Babiogórskim, Tatrzańskim i Gorczańskim Parku Narodowym były częścią czegoś wielkiego. Nawet nie tylko w kwestii medalu, który stanowi kulę połączoną medalami w formie krążków z każdego biegu, ale dało mi poczucie, że jestem w stanie przejść, czy przebiec znacznie więcej.
Ten czas, który sobie wtedy dałam, oddał mi swoją wielokrotność. Na szlaku traciłam zawsze poczucie czasu, gdyż byłam niejako stopiona ze szlakiem, przyrodą, Parkiem...
Wtedy ten czas raz mi dany stworzył nowy pomysł na to, by pokazać, że Polska jest krajem niesamowicie atrakcyjnym.
Krzyk radości i zwycięstwa nad swoimi własnymi słabościami na mecie to niezapomniane emocje, które do tej pory mnie trzymają w sercu, kiedy wspomnę je na nowo.
Tamtego razu, kiedy to we wszystkich Parkach Narodowych przebiegłam razem te ponad 100 kilometrów dało mi otwarcie się na kolejny etap nie tylko biegowy ale też i parkowy.
A jaki etap?
Śledźcie mnie na blogu, a może już wkrótce dowiecie się znacznie więcej o Szlakach Polskich Parków Narodowych...
Komentarze
Prześlij komentarz