Pierwsze kroki w Biebrzańskim Parku Narodowym


Przygoda w moim 15 Parku Narodowym zaczęła się już o 4 nad ranem, kiedy to wsiadłam do pociągu nie byle jakiego, bo relacji Kraków-Suwałki i wysiadłam tuż przed południem w Białymstoku. Stamtąd udało mi się złapać autobus relacji Białystok-Sztabin, by ostatecznie wylądować na skraju Biebrzańskiego Parku Narodowego. Ciężko było mi znaleźć miejscówkę, bo akurat tamtą wyprawę zaplanowałam w porze majówkowej. Na szczęście kwaterunek, który okazał się bardzo przyjemny u miłych państwa przy Biebrzy okazał się strzałem w dziesiątkę! Już tego samego dnia, kiedy przyjechałam i się rozgościłam w pokoju, stwierdziłam, że nie będę marnować późnego popołudnia i wybrałam się zatem w pierwszą wyprawę do Biebrzańskiego Parku Narodowego.

Było cudnie! Kwiaty, kaczeńce, zawilce, te piękne oznaki wiosny, która uroczo chciała pokazać się mi w całej okazałości! Plan był dość prosty. Przejść około 15 kilometrów do Grabowego Borku w Trzyrzeczkach gdzie znajduje się m.in. Centrum Edukacji Ekologicznej. Na mapie to szlak niebieski, który tak naprawdę, wydawało mi się, nie jest sporym szlakiem. No, jakież było moje zdziwienie, kiedy teren okazał się dość spory. Minęłam m.in. 
Domuraty, gdzie nagrałam krótką relację z mojej pierwszej reakcji na szlaku w Biebrzańskim Parku Narodowym:
No tak! Byłam raptem kilka dni po moim pierwszym maratonie w życiu i napiszę szczerze, że nie wiem jak wtedy jeszcze mogłam biec i przejść kolejne kilometry!!
Moim celem była trasa lasem szlakiem niebieskim do Kamiennej 
Nowej i przez przejście kolejowe potem na lewo do Jastrzębnej Pierwszej. Szlakiem zielonym miałam przejść do Krasnyboru, a potem m.in. Podlaskim Szlakiem Bocianim dojść do Sztabina. Na mapie całe to przejście nie wyglądało na spore. Jakież moje było zaskoczenie, kiedy po 10,5 kilometrach chodzenia w polu dopiero po prawie 2 godzinach doszłam do Grabowego Borku. Troszeczkę się przeliczyłam z czasem i możliwościami.  
Najlepsze miało jednak nastąpić. Kiedy zmrok zapadał w Jastrzębnej Pierwszej przeanalizowałam swoją sytuację i stwierdziłam, że absolutnie z buta nie dojdę do Sztabina nawet na 22:00. Wyciągnęłam moją czołówkę oraz latarkę i zaczęłam machać nimi w kierunku nadjeżdżającego samochodu. Okazało się, że to był dobry moment na to, by zatrzymać stopa. Pan był tak uprzejmy, że mimo, że jechał do Augustowa, zboczył z trasy i odwiózł mnie do samego Sztabina.
Jakież moje było wielkie zdumienie, kiedy okazało się, że do Sztabina z tego miejsca co mnie pan wziął do samochodu było około 10 kilometrów. Nie mogłam sobie wtedy pozwolić na przejście piechotą, bo następnego dnia, miałam zwiedzać na rowerze większą część Biebrzańskiego Parku Narodowego i musiałam wstać rano. Było już ciemno, jak dojechałam do Sztabina. Co ciekawe, będąc w Grabowym Borku napotkałam na połacie pięknych zawilców.  
(Link: https://www.youtube.com/watch?v=GZT1ha8u7J8&feature=youtu.be). Filmik ujmująco nagrał śpiew ptaków, jakie towarzyszyły mi w trakcie tej wędrówki. 
Po godzinie przetarcia nowego terenu, jak wyszłam z Grabowego Borku przystanęłam, by na chwilę odpocząć i pożywić się przy nadjeżdżającym pociągu. Przygoda z Biebrzą zaczęła się dość sporym kilometrażem. W 3 i pół godziny przeszłam około 19 kilometrów wliczając w to czasem lekki trucht.


Biebrzański Park Narodowy jest największym Parkiem i swymi rozmiarami wzbudza respekt. Tego dopiero doświadczyłam w dwa następne dni, które samotniczo przemierzyłam na rowerze. Zjechałam praktycznie ponad 200 kilometrów i m.in. odwiedziłam Narwiański Park Narodowy, który okazał się być moim 16.


Co przeżyłam, co zobaczyłam, kogo spotkałam  i jak to zrobiłam? Śledźcie mnie na blogu, a dowiecie się już wkrótce. :)



Komentarze