Na rzece Narew w Narwiańskim Parku Narodowym

Zaczynam mój wpis nietypowo, a mianowicie od Narwiańskiego Parku Narodowego, który był moim z kolei 16 Parkiem Narodowym jaki zwiedziłam w przeciągu dwóch lat wędrówki po wszystkich Parkach Narodowych Polski. Przygoda ich zwiedzania zaczęła się dość osobliwie, jednak nad tym nie chciałabym się w tej chwili koncentrować.  Narwiański Park Narodowy przywitał mnie wiosenną szatą, która tu i ówdzie pozwała nacieszyć oko. Szlak Łapy-Waniewo-Kurowo-Pajewo przemierzyłam rowerem, bynajmniej nie na górskim. Trasa liczyła sobie spokojnie ponad 20 kilometrów.


Piękna słoneczna pogoda sprzyjała mojej wędrówce. Akurat wtedy samotniczo wybrałam się na wyprawę w tamte regiony. Nie ukrywam, ale logistyka, o której pisałam w poprzednim wpisie była rozpisana na małe punkciki, by przypadkiem coś niespodziewanego nie wydarzyło się w trakcie przemierzania szlaku. Jednoślad jest o tyle wygodny w nizinnych terenach, że szybko przejeżdża się z punktu A do B. 
Nie ukrywam, ale pozioma bez wywyższeń trasa nie sprzyjałaby szybkiemu jej przejściu, bynajmniej, szybciej bym była nią znużona niż była z niej zadowolona.

Trasę rozpoczęłam w urokliwym miasteczku Łapy. Odwiedziłam Urząd Miasta, by zakupić potrzebną mapę Narwiańskiego Parku Narodowego, z której mogłam się dowiedzieć wielu ciekawych szczegółów na temat m.in. szlaków rowerowych, zabytków czy muzeów. Zaopatrzona w prowiant i potrzebne smakołyki wyruszyłam w kierunku Narwi. Rzeka jednak, nazwałam ją Polską Amazonką, przepływała około 1 kilometra dalej ode mnie. Etymologia "Narew" jest dość ciekawa. Pochodzi od słowa "nur", które w języku praindoeuropejskim oznaczało ni mniej ni więcej jak wodę lub rzekę. Nazwa ta została przejęta przez nową ludność od wcześniejszych osadników, którzy później wyginęli, wymarli, bądź zasymilowali się. Z kolei cechy jakimi wyróżnia się bieg Narwi, czyli kilka koryt o nieznacznym spadku oraz położone pomiędzy nimi stabilne i długo istniejące wyspy, pozwalają zaliczyć ją do najrzadszego na świecie typu rzek - anastomozujących. Obok Narwi należą do tej kategorii m.in. Saskatchewan w Kanadzie, Ob w Rosji i Okawango w RPA. Te i inne informacje mogłam wyczytać z mapy, która oczywiście towarzyszyła mi przez cały czas mojej wędrówki.

Oczywiście szlak, który mnie prowadził był oznaczony odpowiednio na mapie. Wypatrywałam szlak czerwony na różnych słupach czy przydrożnych drzewach, by dojechać bez problemu do miejscowości Waniewo, skąd linią prostą miałam krótki odcinek do Kurowo, gdzie znajduje się m.in. Ośrodek Edukacyjny Narwiańskiego Parku Narodowego, a także przysłowiowe kładki, po których można chodzić za dokonaniem odpowiedniej wpłaty. Nie pamiętam dokładnie ile zapłaciłam, ale naprawdę za niewielkie pieniądze można przejść się po stabilnych kładkach, skąd z bliska można zachłysnąć się majestatem rzeki Narwi. Będąc w tamtych regionach mogłam przemierzyć Podlaski Szlak Bociani, który ogólnie sporo liczy sobie kilometrów.
Natomiast w samym Narwiańskim Parku Narodowym doświadczyłam spokoju ducha. Są takie parki, gdzie czas zatrzymuje się w miejscu. Właśnie tutaj mogłam na chwilę przysiąść, zjeść i napoić się, a także pomyśleć, a nawet w zadumie doświadczyć chwili, która nieprzerwanie trwała jakoś tak dłużej w tamtym czasie. Na rzece Narwi można oczywiście skorzystać z kajaków czy z łódek, które raz po raz wyłaniały się z szuwar. Tak, gdybym miała tam wrócić jeszcze raz, to z pewnością na kajak! Mam więc po co wracać do Narwiańskiego Parku Narodowego. Mimo, że przygoda z nim trwała raptem kilka godzin, wiem, że kiedyś do niego przyjadę, by przeżyć jeszcze raz tamtą chwilę zadumy!
















Komentarze